Przygotowując się do Pierwszej Komunii Świętej, uczyliśmy się wielu modlitw, katechizmowych regułek. Wśród nich był także katalog siedmiu grzechów głównych, w którym jako piąty grzech wymieniane jest nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Czy dziś jeszcze o tym niebezpieczeństwie pamiętamy? Czy spowiadamy się z niego? Przecież Kościół, umieszczając ten grzech w katalogu najcięższych przewinień, musiał mieć ku temu powód.
Ich małżeństwo trwało już pięć lat. Bóg dał im zdrowe, wspaniałe dzieci. Ich dom stawał się przystanią nie tylko dla krewnych czy bliskich przyjaciół, także wielu znajomych mogło zaznać w nim przyjaznej atmosfery ogniska domowego. Bóg nie poskąpił im również środków materialnych, więc mogli żyć spokojnie w poczuciu bezpieczeństwa. Większość z tych, którzy ich znali – tak mi się dzisiaj wydaje – sądzili, że nawet jeśli nie jest to rodzina idealna, to na pewno z mocnym kręgosłupem moralnym. Jak wielkie było moje zaskoczenie, gdy dowiedziałem się, że on ją zdradził…
Świętość tej niezwykle pięknej kobiety już w dniu narodzin została zapisana w otrzymanym przez nią imieniu. Wyreżyserowane życie? Nic podobnego! Bardziej płynące z niego zobowiązanie, by nosząc w sobie drogocenny kamień (wł. gemma), już tu na ziemi „utrzymać go i obronić, w sobie i wokół siebie” (Jan Paweł II), i stać się w ten sposób wieczystym klejnotem raju.
Żyć bez ręki, bez nogi, bez oka… Niemożliwe? A jednak. Choć przyjdzie to z trudem, to jednak jest to do wykonania. A bez duszy, bez serca, bez woli… Czy da się tak żyć? Czy bez relacji z Bogiem jesteśmy w stanie przeżyć? Odpowiedź jest bardziej skomplikowana.
Ilekroć myślimy o modlitwie, która ma być rzeczywiście spotkaniem z Bogiem, potrzebujemy wolności od zgiełku, pośpiechu, wielości wypowiadanych słów. Boga najłatwiej można bowiem spotkać w ciszy.
Historia tego maronickiego mnicha ciągle się dzieje, mimo iż od jego śmierci upłynął już czas kilku pokoleń. Z pewnością żyjący w jego czasach zakonnicy, którzy nadali mu za życia tytuł cudotwórcy i uzdrowiciela, w obliczu pośmiertnych znaków mieliby nie lada kłopot, by we właściwy sposób wyrazić prawdę o jego świętości… A tę prawdę daje nam odczuć sam święty, z którego ciała wydobywa się pachnąca ciecz, po dziś dzień inspirująca pielgrzymów przybywających do sanktuarium św. Charbela w Annaya.
Jak dziś pomagać osobom niepełnosprawnym? Czego tak naprawdę od nas oczekują? Właśnie na ten temat z s. Teresą Pawlak ze Zgromadzenia Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim rozmawia kl. Michał Tomaka SCJ. Prezentujemy dłuższą wersję wywiadu niż w wydaniu papierowym!
Spacerując czy goniąc za czymś konkretnym, napotykamy co dzień przedmioty, wydarzenia, krajobrazy, dźwięki, zapachy, smaki. Wiele z nich w ogóle umyka naszej uwadze bądź szybko ustępuje miejsca nowym, ważniejszym doznaniom. Podobnie bywa z ludźmi, obok których przechodzimy, nie patrząc im nawet w twarz. Bowiem twarz drugiego zobowiązuje, często czyni nas wręcz współwinnymi czyjejś krzywdy. Twarz to coś więcej niż wygląd czy maska. To bliźni.
Poprzez ciało doświadczamy nas samych, piękna tego świata oraz łączących nas z innymi więzi. Korzystając ze zmysłów, możemy komunikować siebie i odbierać sygnały wysyłane przez inne osoby. Ciało pomaga nam realizować w sobie to, co psychiczne i duchowe. Dla niektórych jednak staje się ono pułapką, która koncentruje na sobie większość ich myśli, emocji i dążeń. Jedną z chorób zamykających nas w pułapce ciała jest hipochondria.
Pisanie o wolontariacie to tak jak czytanie książki bez jej otwierania. W moim przekonaniu wolontariat to po prostu konkretne działanie. Interesowne, ale niezarobkowe. Nie oznacza to jednak, że nie czerpiemy korzyści z tego, co robimy.