Pogarda okazywana ludziom wierzącym i negatywne etykietowanie ich wiary jest skutecznym atakiem na katolicką tożsamość zwłaszcza młodych członków Kościoła. Wielu z nich zaczyna się wówczas dystansować wobec swojej wiary.
Pogarda okazywana ludziom wierzącym i negatywne etykietowanie ich wiary jest skutecznym atakiem na katolicką tożsamość zwłaszcza młodych członków Kościoła. Wielu z nich zaczyna się wówczas dystansować wobec swojej wiary.
Mniej martwiłbym się o wierzących i niepraktykujących, a bardziej o tych praktykujących, co do których zachodzi obawa, że owszem praktykują, ale wbrew ich gorącym zapewnieniom, nie wierzą.
Wiara domaga się wspólnoty. Swoje prywatne poglądy mogę sam kształtować i nie potrzebuję zwolenników do tego, żeby je wyznawać.
Niektórzy księża powinni mieć zakaz rozmawiania o seksie. Operują słownictwem z encyklik i XIX-wieczną moralnością. Są niebezpieczni.
Odrzucenie Boga ostatecznie musi się skończyć poniżeniem człowieka, a nawet dekonstrukcją tworzonej przez pokolenia cywi-lizacji i kultury. Jeżeli odrzucamy Boga, wówczas nawet czyniąc dobro, możemy krzywdzić.
Nie można kochać innych, jeśli nie kocha się siebie. Rozszerzając: nie można pojednać się z innymi, jeśli żyjemy w permanentnej wojnie z samym sobą.
Co zrobić, jeśli o chrzest dziecka proszą rodzice niewierzący lub prawie niewierzący? Czy wtedy wolno je ochrzcić? A może nawet należy je ochrzcić?
Duch świata każe chwytać za broń, duch Ewangelii każe ją schować. Nie oznacza to jednak kapitulacji ani zgody na klęskę, lecz radykalną odmowę posługiwania się w konflikcie metodami dzieci tego świata.
Bóg zna naszą grzeszność do końca, tak jak my – ani siebie, ani naszych ułomności – nie poznamy nigdy. A ponieważ On naprawdę nas kocha, dlatego zależy Mu na tym, żeby nasze przyznanie się do grzechów nie było tylko pustą formalnością ani (tym bardziej!) dołowaniem samego siebie.