Każdy z nas jest potrzebny. Karmimy się sobą – wzajemną obecnością, ofiarowanym czasem, zaangażowaniem. Każdy z nas chce czuć się potrzebnym. Pragniemy dawać siebie, wspierać, pomagać. Czasem jednak możemy czuć się zbędni, bezużyteczni. Zdarza się, że nasza pomoc zostaje odrzucona. Jak zatem realizować w swoim życiu potrzebę bycia potrzebnym? Na co zwrócić uwagę, pomagając? Jak pomagać, nie narzucając się?
Urodził się w 1976 roku w Bytomiu, a wychował w Gliwicach. W wieku 21 lat dołączył do Towarzystwa Jezusowego. Pracował przez pięć lat w parafii we Wrocławiu jako wikary i duszpasterz młodzieży. Potem przez 4 lata był duszpasterzem powołań Prowincji Polski Południowej TJ. Obecnie przeżywa tzw. trzecią probację, czyli jeden z etapów formacji jezuickiej. Podczas jej trwania odbył wolontariat w Puckim Hospicjum pw. św. Ojca Pio, które założył śp. ks. Jan Kaczkowski. Ksiądz Grzegorz Kramer SJ w rozmowie z kl. Dariuszem Trzebuniakiem SCJ opowiada o swojej posłudze wśród chorych.
W swoim miłosierdziu Bóg troszczy się o nas. Miłosierdzie to miłość, która ocala słabość, niedolę materialną i duchową człowieka. Niejeden raz przekonałem się o bezradności, która paraliżuje i sprowadza do mojego serca wielką pustkę. Wraz z nią pojawia się bunt: Jak to? Przecież Bóg tyle razy mnie już pocieszał, dawał dowody swojego istnienia. Umacniał w trudnych chwilach. A teraz odwraca ode mnie swój wzrok? Jak znowu zwrócić na siebie uwagę? Jak Boga zaczepić i pokazać Mu, że Go potrzebuję?
Jeżeli słyszeliście o biegu cudownej Natalii Lińczowskiej, to wiecie też, że był on dla Krzysia. Mój synek zmaga się z bardzo rzadką i ciężką chorobą genetyczną, nazywaną chorobą Niemanna-Picka typu C. Prowadzi ona do upośledzenia ruchowego, umysłowego, a w konsekwencji do śmierci. Dostępny jest lek, który w Polsce nie jest refundowany, a koszt miesięcznego leczenia na dzień dzisiejszy wynosi 36 tys. zł.
Ogrom cierpienia, które musiały znosić dzieci fatimskie przerasta siły dorosłego człowieka. Umartwienia, prześladowania, więzienie, groźby, szyderstwa czy choroba – to wszystko można znieść dzięki Bożej Opatrzności. W historii Franciszka i Hiacynty może odnaleźć się wiele osób i rodzin, które zmagają się ze swoją codziennością.
Cierpienie jest wpisane w życie człowieka tak ściśle, jak połączone z matką pozostaje dziecko w jej łonie. Znamy różne definicje cierpienia, wiemy, że jest nim to wszystko, co sprzeciwia się naszej naturze i pragnieniom. Cierpienie może mieć różny wymiar – zaczynając od cierpienia fizycznego, poprzez psychiczne, kończąc na cierpieniu wewnętrznym czy duchowym. Niezależnie od tego, jakie cierpienie dotyka człowieka i jaką chcemy posłużyć się definicją, zawsze pozostaje ono tajemnicą. Jest to tajemnica, z którą lekarz często spotyka się w swojej pracy zawodowej, ale nie tylko w pracy – cierpienia dotyka też w życiu osobistym i rodzinnym.
Czy potrafimy działać skutecznie w tych obszarach życia, które są dla nas najważniejsze? Czy mamy jasno skonkretyzowane życiowe cele i konsekwentnie je realizujemy? Czy dotarliśmy już do najgłębszych pragnień naszego serca i zaczynamy nimi żyć w tym, co codzienne? A może leżymy na metaforycznej kanapie, karmiąc się wygodą i tak zwanym „świętym spokojem”, jednocześnie spychając w najdalsze zakątki naszej świadomości pragnienie innego życia?
Nasze czasopismo „Wstań” rodziło się pod czujnym okiem wychowawcy ówczesnych kleryków – ks. Stanisława Mieszczaka SCJ. Jego wspomnień z tamtych lat wysłuchał i spisał kl. Dariusz Trzebuniak SCJ.
Kochać to żyć dla innych, nie dla siebie. Kochać to bezinteresownie oddawać swoje życie w sposób konkretny. Takiej miłości trzeba się uczyć. Do takiej miłości wzywa nas papież Franciszek, gdy mówi, że: „Miłość chrześcijańska ma zawsze pewną jakość: konkret. Chrześcijańska miłość jest konkretna. Sam Jezus, gdy mówi o miłości, mówi nam o sprawach konkretnych: dawaniu jeść głodnym, odwiedzaniu chorych i innych podobnych rzeczach. Bo miłość jest konkretna. Chodzi o chrześcijańską konkretność. A jeśli jej braknie, można popaść w chrześcijaństwo złudne, bo nie rozumie się, gdzie tkwi sedno Jezusowego przesłania”.
Życie można przeżywać, można je także odgrywać. Można starać się żyć w zgodzie ze sobą, można też chować się za kolejnymi maskami i funkcjami. Czy nadal posiadamy dziecięcą zdolność do prostego i zwyczajnego wyrażania siebie? Czy pozwalamy sobie na spontaniczność i autentyczność w kontaktach z innymi? I przede wszystkim, czy my sami mamy jasność, co do tego kim jesteśmy?