„Kara! Bóg karze ludzi za ich grzechy”. Bardzo często takie opinie przewijają się w naszych rozmowach czy mediach. To ciekawe, że łatwiej przychodzi nam wydawać tego typu wyroki, niż zrobić rachunek sumienia.
Każde dzieło – a więc i dzieło sztuki – jest owocem samoograniczenia. Choćby dlatego, że powstaje jako rezultat wyboru jednej drogi spośród wielu możliwych.
Mówiąc o sumieniu, mówimy o pewnym wspólnym dla wszystkich ludzi doświadczeniu – intuicyjnym wartościowaniu moralnym planowanych, wykonywanych lub dokonanych już czynów
W gabinecie psychoterapeutycznym na ogół nie rozmawia się o sumieniu. Nie ma tu miejsca na to, aby się do niego intencjonalnie odnosić. Byłaby to bowiem próba wywierania wpływu, przekonywania, agitacji, a czasem nawet presji.
Idąc za Herbertem, i parafrazując jego „potęgę smaku”, można pewnie powiedzieć, że sumienność jest smakiem sumienia, jego istotą.
„Co to znaczy, że przeszedłeś depresję?” – usłyszałem kiedyś pytanie znajomej wypowiedziane z lekkim niedowierzaniem. Nie było we mnie złości, zdziwienia ani poczucia niestosowności tego pytania. Rozumiałem jak mało kto sens jego zadania.
Od kilkunastu lat zajmuje się ikonami, które tworzy się według ściśle określonego wzorca – taka jest filozofia ikony. Czy wzorzec się wypełnia w ikonie, czy jest tylko drogowskazem? Czy ikona w pełni pokazuje Chrystusa, Matkę Bożą, świętego?
Obrazy Boga są jak ikony: zasłaniają i odsłaniają jednocześnie. Bóg się za nimi chowa, bo tak niewiele mówią o Nim. A jednocześnie coś o Nim mówią, choćby tylko przez negację (mówią, czym nie jest), a więc przybliżają do Niego.
Czy kobiety inaczej rozpoznają swoje powołanie? Inaczej podchodzą do osiągania celów? Inaczej realizują się i spełniają? A wszystko w kontekście Boga, Kościoła, duchowości.
Jak wyglądałaby rzeczywistość Kościoła, gdyby głos kobiet był w nim bardziej słyszalny, czy może: bardziej słuchany?