W poprzednim numerze „Któż jak Bóg” omówiłem postać Balaama, opisanego w Księdze Liczb. Tym razem zaś chciałbym zająć się jego oślicą, która ujrzała na drodze anioła, a kiedy prorok ją bił, przemówiła ludzkim głosem.
Jak rozumieć postać Balaama, opisanego w Księdze Liczb? Czy należy go postrzegać jako postać pozytywną, czy też negatywną? Jeśli przemawiał w imieniu prawdziwego Boga, dlaczego w innych tekstach biblijnych ukazywany jest jako symbol bałwochwalstwa i przedstawiciel wrogów prawdziwej wiary?
Jak wyjaśnić fragmenty Biblii, podające nieprawdopodobnie długie okresy życia przedpotopowych patriarchów?
Protestanci zarzucają katolikom, że nie opierają się tylko na Piśmie Świętym, ale również na tradycji, co powoduje odejście od nauki biblijnej na rzecz ludzkich domniemywań i dociekań, a przecież sam Jezus wielokrotnie krytykował ludzką tradycję. Nasi bracia niekatolicy posuwają się nawet do twierdzeń, że nie jesteśmy w ogóle biblijnym chrześcijaństwem. Jak ustosunkować się do tych zarzutów?
Obchodziliśmy niedawno Dziesiąty Tydzień Biblijny. Powinien on nosić nazwę Tygodnia Pisma Świętego. Inne bowiem jest podejście do Biblii, a inne do Pisma Świętego.
Omawiając amerykańskie filmy, poruszające tematykę anielską, nie sposób pominąć wyreżyserowanego przez Norę Ephron „Michaela” (1996), w którym w postać anioła wcielił się John Travolta. Swego czasu film ten był wielkim kasowym przebojem i bił rekordy popularności.
Chrystus otwiera Nikodemowi oczy na miejsce i rodzaj swej śmierci. Syn Człowieczy zostanie wywyższony na palu, tzn. na krzyżu, tak jak przez Mojżesza na pustyni wywyższony był na palu wizerunek węża (J 3, 14).
Słowo z samej swej natury jest antonimem milczenia. Boże milczenie zostało przerwane, gdy wypowiedział On swoje Słowo (por. J 1,1).
Przez wieki czytelnicy Biblii zastanawiali się, kim był Melchizedek, który w krótkim fragmencie z Księgi Rodzaju (Rdz 14, 18-20) przedstawiony został jako kapłan Boga Najwyższego (hebr. kohen l'El-Eljon) i król Szalem (pierwotna nazwa Jerozolimy). Co prawda w opowiadaniu tym nie znajdziemy żadnej sugestii, że był on kimś więcej niż człowiekiem, żyjącym na początku drugiego tysiąclecia p.n.e., ale późniejsza tradycja żydowska oraz piśmiennictwo wczesnochrześcijańskie zaczęły w nim widzieć postać o nadprzyrodzonym pochodzeniu.
Cały świat, wszystko, co nas otacza, wyszło spod Bożej ręki. Bóg powołał wszystko – z nicości do istnienia. Stworzył, bo chciał, niczego nie musiał; jest zawsze całkowicie wolny w swoim chceniu i działaniu – kocha. Wszystko więc jest w jakiejś relacji ze swoim Stwórcą. W wymiarze zupełnie podstawowym jest to bycie podtrzymywanym w istnieniu. Im dany byt jest bardziej „skomplikowany”, tym ta relacja jest bardziej złożona: wielowymiarowa, wielowątkowa, bogatsza. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie (Łk 12, 48). Relacja Boga do człowieka jest wyjątkowa. Domaga się dojrzewania, by zaspokoić dwustronne pragnienie.